Rozchorowałam się i ciągle chodzę w tym samym, zatem nie miałam nic nowego do pokazania, ale dziś zakupiłam dwie pary niezbędnych butów (tzn. klapki bo trzeci sezon noszę rozpadające się japonki z h&mu, oraz tenisówki do pracy). Rozchorowałam się także na kolor niebieski.. albo jak kto woli morski, lub turkusowy (bo wszędzie jestem poprawiana przez inne kobiety) i oto efekty :)
zastanawiałam się czy wypada pokazać brzuch. nie, nie wypada. ale biorąc pod uwagę niezliczoną ilość argumentów, w których przoduje ten o warunkach klimatycznych sprzyjających rozbieraniu, poprzez ten, że może już nigdy mi się taki brzuch nie trafi (jeśli nie oderwę się w końcu od słodyczy), aż do tego, że do cholery mam wakacje i co z tego, że w mieście stołecznym... postanowiłam się nie przejmować :)
cóż mogę powiedzieć, przez dwa tygodnie starałam się 1 - żeby było ładnie, 2 - żeby się nie upocić, 3 - żeby w ogóle zrobiono mi jakieś nadające się na bloga zdjęcia :) chyba średni ze mnie pozer plenerowy, ale i tak postanowiłam przyszpanować zdjęciami z wakacji :)
Wszem i wobec od wczoraj mam wakacje. Jako, że jutro wyjeżdżam i dwa tygodnie pewnie nie będę się pokazywać, to postanowiłam pokazać teraz jak zamierzam na tych wakacjach wyglądać :)
Oczywiście wydarzył się cud, a nawet dwa. Po pierwsze zakupiłam kiecę do ziemi, chociaż nie taką jak sobie wymarzyłam (bo taka nie istnieje albo kosztuje ponad dwieście złotych - no f***** way), a po drugie mam cały ałtfit z h&m'u (przez cały rozumiem dwie rzeczy ;). I ponieważ obie z tych rzeczy nie występują na codzień w przyrodzie zaliczam je do kategorii cudów :)
Do powalającej ilości zdjęć dorzucam nutę wakacyjną.
Pewnie powinnam podzielić to na dwa posty, ale.. nie chcę :)